Nie jest przesadą stwierdzenie, że od rozstrzygnięcia tych walk zależeć będzie los nas wszystkich, także na globalnej Północy. Kwestia agrarna jeszcze długo nie przejdzie do historii, ale będzie jednym z jej kół zamachowych.
Prawie połowa ludzkości mieszka na wsi. Mimo gigantycznych postępów urbanizacji oraz ekspansji przemysłu poza centralne ośrodki systemu światowego, w krajach globalnego Południa produkcja rolna w dalszym ciągu odgrywa wielką rolę w gospodarce. Na Południu też koncentruje się przygniatająca większość populacji chłopskiej planety. Rodzinne gospodarstwa mało-obszarowe dźwigają ciężar wyżywienia większości populacji w Ameryce Łacińskiej, Afryce i Azji. A jednak kwestia agrarna nie zaprząta zbytnio uwagi opinii publicznej i decydenckich forów w rodzaju G8 czy Davos.
Nic dziwnego, bo ruchy chłopskie od dawna nie mają dobrej prasy. Nowoczesna myśl społeczna już w XIX wieku miała tendencje do niedoceniania chłopów i tocznych przez tę klasę walk. Zarówno liberałowie jak marksiści hołdowali przekonaniu, że w epoce przemysłowej historia chłopstwa dobiega końca. Chłopi, jako formacja schyłkowa, mieli być „z natury” konserwatywni, bierni, ksenofobiczni i niezdolni do wypracowania nowoczesnych form podmiotowości politycznej. Oceny tej nie zmienił nawet fakt, że niemal wszystkie rewolucje XX wieku, od meksykańskiej przez rosyjską, chińską, hiszpańską, kubańską, aż po algierską, indochińską i nikaraguańską miały chłopski charakter. Dopiero ostatnie dekady zmieniły nieco ten stan rzeczy. Przyczyniła się do tego rola jaką chłopi Południa odgrywają w oporze wobec neoliberalizmu i w ruchach alterglobalistycznych. Powstanie zapatystów w Meksyku, walki brazylijskich pracowników rolnych bez ziemi, mobilizacje rolników indyjskich przeciw wysiedleniom i liberalizacjom, opór chłopów w Afryce Subsaharyjskiej, czy Konfederacja Chłopska we Francji stały się ważnym sektorem Światowych Forów Społecznych, ale także źródłem inspiracji ideowych i innowacji strategicznych dla innych skupionych w nim podmiotów. Ruch chłopski przetrwał zresztą zmierzch alterglobalizmu po roku 2003-2004 i wciąż odgrywa dużą rolę, także w skali międzynarodowej. Dość wspomnieć o sile oddziaływania chłopskiej międzynarodówki Via Campesina – założonej w 1993 roku koalicji działającej dziś w 70 krajach i skupiającej wiele milionów rodzin w 143 organizacjach. Dynamika międzynarodówek chłopskich kontrastuje ze słabością wielu międzynarodowych organizacji pracowniczych i lewicowych.
Głównym źródłem walk chłopskich jest dziś narzucany przez logikę kapitalizmu nierównomierny rozwój rolnictwa rozdartego między wielkoobszarowym agroprzemysłem nastawionym na zysk a drobnym rolnictwem wyżywieniowym. Linię konfliktów wytyczają kwestie prawa do ziemi, suwerenności żywnościowej, oporu wobec nowych postaci ekstraktywizmu czyli rozwoju opartego na eksploatacji surowców w krajach Południa, wreszcie demokratycznego samostanowienia społeczności wiejskich. Stawka daleko wykracza poza partykularne interesy konkretnych społeczności wiejskich. W gruncie rzeczy jest globalna, tak jak globalne są kryzysy żywnościowy, klimatyczny, energetyczny i finansowy, które bezpośrednio zagrażają chłopom. Kapitał stale poszukuje obszarów, na które mógłby rozciągnąć swoje panowanie. W przypadku rolnictwa, chce de facto wyrugować trzymiliardową populację stojącą na przeszkodzie przekształceniu ziemi i żywności w towar przynoszący zyski obracającym nim na globalnych rynkach korporacjom. Logika poszukiwania rentownego zatrudnienia dla kapitału napotyka tu przeciwstawną logikę zaspokojenia potrzeb.
Gwałtowna fala zawłaszczenia ziemi pojawiła się w kontekście kryzysu globalnego kapitalizmu trwającego od połowy 2007 roku. Krach na rynkach finansowych, które do dziś utrzymują się dzięki kroplówce pomocy publicznej, recesja lub stagnacja w sektorze produkcyjnym, wzrost bezrobocia i destabilizacji pracy, spadek inwestycji – wszystko to sprawia, że, mówiąc słowami Zygmunta Baumana, kapitalizm poszukuje gorączkowo nowych pastwisk, na których mógłby generować zyski. Domena dóbr wspólnych (kulturowych i naturalnych), przestrzeń publiczna, dziedzictwo biogenetyczne, a nawet prawa do emisji zanieczyszczeń – wszystko to są obiecujące pola akumulacji w czasach, gdy gospodarka kapitalistyczna pogrąża się w zastoju.
W rzeczywistości jednak obecna sytuacja jest tylko spiętrzeniem tendencji strukturalnej narastającej od przynajmniej dwóch dekad. Intensyfikacja korporacyjnego najazdu na ziemie uprawne zarówno na globalnym Południu jak i w krajach Europy, gdzie w rolnictwie dominują gospodarstwa rodzinne, stanowi konsekwencję promowania, a w wielu przypadkach narzucania modelu rolnictwa przemysłowego i zliberalizowanych rynków rolnych przez organizacje takie jak Bank Światowy, Światowa Organizacja Handlu (WTO) oraz rządy Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej.
Pieniądze zamrożone w chłopskich poletkach spędzają sen z powiek szefom wielkich korporacji. Z ich punktu widzenia są zupełnie bezużyteczne – zaspokajają potrzeby społeczne (wyżywienia i bezpieczeństwa na starość), ale nie przynoszą zysku, który jest przecież najważniejszym i jedynym celem kapitału.
Chłopi walczą o prawo do ziemi przeciw wywłaszczeniom gruntów pod uprawy biopaliwowe czy monokultury upłynniane na rynkach globalnych (takie jak choćby kawa czy kakao). Stawiają opór komercjalizacji dziedzictwa biogenetycznego w formie ziarna modyfikowanego genetycznie, które należy do produkujących je korporacji, a nie stanowi powszechnie dostępnego dobra wspólnego. Rewindykują politykę rolną zorientowaną na wsparcie dla produkcji żywnościowej przeciwko liberalizacji otwierającej drogę do monopolu dotowanego przemysłu żywnościowego z Północy i globalnych cen narzucanych przezeń lokalnym społecznościom Południa. Domagają się poszanowania nieustannie łamanych praw człowieka. Chcą demokratycznej kontroli nad produkcją i dystrybucją żywności oraz zasobów naturalnych.
Zliberalizowane rolnictwo przemysłowe nie zapewnia bezpieczeństwa, a odbiera suwerenność żywnościową krajom globalnego Południa, zagraża drobnym rolnikom na Północy, napędza bezrobocie, pauperyzację i slumsową urbanizację społeczności chłopskich. Niesie negatywne skutki ekologiczne i klimatyczne. Ten bilans uprawnia do odrzucenia tego kosztownego i ekskluzywnego modelu. Alternatywy są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy skorzystać z doświadczeń rolnictwa zrównoważonego, które także dziś, tam gdzie opiera się presji ze strony wielkiego kapitału jest w stanie w jest w stanie wyżywić społeczności i zapewnić ich rozwój.
Nie jest przesadą stwierdzenie, że od rozstrzygnięcia tych walk zależeć będzie los nas wszystkich, także na globalnej Północy.
Sceną konfliktów są zresztą nie tylko tereny wiejskie Południa, ale także Północy. W Europie, w tym w Polsce, postępuje koncentracja ziemi uprawnej, a prawa społeczności rolniczych składane są na ołtarzu logiki ekstraktywistycznej. Walka rolników włoskich czy hiszpańskich o ziemię mieści się w tej samej perspektywie co walka mieszkańców Żurawlowa przeciw przekształceniu okolic ich wsi w miejsce eksploatacji gazu łupkowego. Nie jest przypadkiem, że w Polsce to właśnie rolnicze związki zawodowe najmocniej zaangażowały się w kampanię przeciw porozumieniom wolnohandlowym TTIP oraz CETA. Rolnicy doskonale zdają sobie sprawę z zagrożeń społecznych jakie niesie otwarcie polskiego rynku na przemysłową żywność z USA i nie mają ochoty płacić swoim życiem za zyski wielkich korporacji. Podobnie ma się sprawa z uprawami GMO, przeciw którym najmocniej walczą organizacje chłopskie. Przykłady te pokazują, że nie ma specyficznie „wiejskich tematów”. Zarówno gaz łupkowy, TTIP/CETA jak i GMO dotyczą także mieszkańców miast. Chłopi okazują się zatem stać w awangardzie wielu walk o charakterze uniwersalnym. Wiele wskazuje na to, że podobne konflikty będą narastać w przyszłości. Kwestia agrarna – na Południu jak i Północy – jeszcze długo nie przejdzie do historii, ale będzie jednym z jej kół zamachowych.
Przemysław Wielgosz
źródło: gazetoplakat „Głodna wieś, to głodne miasto” do pobrania w formacie pdf – http://www.akcja.type.pl/wp-content/uploads/2014/12/gazeta_strajk_chlopski_1937_net.pdf